Rapowe podsumowanie 2014 roku.
Ostatnie tegoroczne notowanie OLIS za nami, na listach Billboardu już nic nowego się nie pojawi, nikt nie zapowiedział premiery swojego albumu na jutro, więc mogę z czystym sumieniem podsumować 2014 rok w muzyce rap. Zanim przejdę do rzeczy – kilka słów wyjaśnienia. Wybrałem pięć najlepszych tegorocznych albumów, wyróżniłem dwa polskie mikstejpy, wybrałem najlepsze single i zwróciłem uwagę na najlepsze klipy. Wszystko jest oderwane od kryterium geograficzego (na moich listach polski rap próbuje stanąć w szranki z amerykańskim – często z zadziwiającym skutkiem). Gwoli ścisłości: lista jest w stu procentach subiektywna i najpewniej nie zawiera Twojego ulubionego albumu. Nie przejmuj się – znajdziesz tutaj mnóstwo muzyki, której nie znasz, a powinieneś.
ALBUMY STUDYJNE
- J. Cole – 2014 Forest Hills Drive
Młody Simba z RocNation sprzedał w dwa tygodnie ponad pół miliona egzemplarzy swojego trzeciego krążka, który z miejsca znalazł miejsce w mojej playliście. Dlaczego tak jest? Bo 2014 Forest Hills Drive to nieprawdopodobnie szczery album, który zaskakuje przemyślanymi tekstami. Dwa albumy temu słuchacze nazywali rapera nowym Jayem-Z. Teraz znacznie bliżej mu do Kayne Westa z przed 7 lat. J. Cole przechodzi też samego siebie jeśli chodzi o płynne, zmienne flow (G.O.M.D.), które – gdy zachodzi taka potrzeba – przechodzi w melodyjne refreny (Fire Squad). Sceptycy narzekają, że warstwa muzyczna jest na maksa typowa i bazuje na ogranych samplach, ale średnio się tym przejmuję słuchając takich utworów jak “Wet Dreamz” (ciekawe ujęcie – bądź co bądź – nietypowej tematyki). Z czystym sumieniem mogę polecić ten krążek każdemu, kto ma ochotę na ponad godzinę solidnego, głębokiego, wartościowego rapu zza oceanu.
- TEDE – #kurt_rolson
Nad najnowszym wydawnictwem warszawskiego rapera rozpływałem się w tej recenzji. Od tego czasu niewiele się zmieniło – te kawałki nie mają prawa się znudzić. Z każdym odsłuchem odkrywam coraz więcej smaczków i trzecich den (wiecie że A5/3G3 to standardowy system szyfrowania w technologii GSM?), dosłuchiwałem się dziwnych rzeczy zrobionych przez Sir Micha w bitach (dla przykładu – końcówka kawałka Mirafiori to cut z zespołu South Blunt System). Album trzyma wyjątkowo równy poziom, jest muzycznym majstersztykiem i rapowym pląsem po głowach wszystkich zawistnych trueschoolowców. Są tutaj mocne bengery, sentymentalne kawałki o przeszłości czy te poruszające egzystencjalne problemy. Tede wyrobił sobie, całkiem zresztą słusznie, renomę równego rapera. Nie zdarzają mu się słabsze momenty, a już na pewno nie na tym krążku. Dobrze że mamy koniec grudnia. Teraz mogę z czystym sumieniem napisać, że to jest najlepszy polski album hip-hopowy w tym roku.
- Schoolboy Q – Oxymoron
Surowe, twarde i szorstkie linijki Schoolboya Q są takie nie tylko ze względu na charakterystyczny głos, ale też na poruszaną na albumie tematykę. Urodzony w Niemczech raper nie ucieka od wersów o swojej szemranej przeszłości. Na albumie przewija się temat narkotyków czy okradania matek, a to wszystko jest ujęte z centrum zdarzeń. Schoolboy Q jest tak autentyczny, że mógłby przenieść się do Nowego Jorku i mówić jak jest. Całość albumu jest oparta o newschoolowe, mocne podkłady z głębokim basem, na których Schoolboy odnajduje się wprost idealnie. Niektóre kawałki z albumu Oxymoron to prawdziwe arcydzieła – takim między innymi jest ponad siedmiominutowy “Prescription / Oxymoron” (naprawdę mocne) czy luźniejsze, ale wciąż świetne, “Collard Greens” z gościnnym udziałem Kendricka Lamara. Szczerość, bezpośredniość Schoolboya, luz na każdym bicie, świetnie nawinięte kawałki i wpadające w ucho bity – to wszystko sprawia, że Oxymoron to album, do którego będę często wracał w 2015.
- Freddie Gibbs & Madlib – Piñata
Na drugim miejscu ląduje kompletnie niedzisiejszy album (co nie znaczy za zacofany). Piñata mogłaby wyjść 15 lat temu i nikt nie zauważyłby nic dziwnego. Co więcej – wtedy tem album stałby się klasykiem na miarę Illmatic. Sample Madliba są żywcem wyjęte z kalifornijskiego radia z lat 70-tych, a nawijka Gibbsa to nie okraszone hasztagami i wieloktornymi rymami linijki, a szorskie i cieprkie, uliczne punche (chociaż oczywiście podane w przystępnej formie i okraszone wygimnastykowanym flow). Słuchając poszczególnych kawałków z tego albumu doskonale czuć ich klimat. “Lakers” przenosi słuchacza na zachodnie wybrzeże, kawałkiem “High” można się autentycznie naćpać, a “Real” robi z miejsca odsłuchu zadymione Camaro. Freddie Gibbs jest szalenie inteligentnym raperem, a Madlib niebywale utalentowanym producentem. Ten duet zrealizował projekt, który na stale wpisuje sie w kanonie oldschoolowego, surowego rapu.
- Run The Jewels – Run The Jewels 2
Killer Mike i El-P, to duet idealny. Na nowym RTJ słuchacz jest bombardowany trafnymi punchami, nieprzewidywalnymi linijkami, staroszkolnymi storytellingami, bitami rozwalającymi membrany i dźwiękami które El-P wytrzasnął niewiadomo skąd. Poprzednie Run The Jewels, to wysokooknanowa przewózka Pagani Zondą. Tym razem nowojorski duet zafundował nam lot w kosmos. Przebojowymi cytatami z tej płyty można obdzielić dziesięć innych albumów. Już pierwszy singiel (“Blockbusters Night pt. 1”) zapowiadał rozpierdol – “Last album voodoo, proved that we was fucking brutal / I’m talking crazy, half past the clock is cuckoo / You rappers doo-doo, baby shit, just basic doo-doo”. Takich bengerów jest tutaj znacznie więcej, a co za tym idzie Run The Jewels 2 to bezdyskusujnie najlepszy rapowy album tego roku, Killer Mike i El-P zdystansowali wszystkich bardziej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Z czystym sumieniem polecam ten krążek wszystkim fanom muzyki na najwyższym, światowym poziomie.
MIXTAPE
TEDE – #kurort_rolson
Gdyby chcieć przesłuchać wszystkie utwory, które TDF wrzucił do internetu pro publico bono, to zeszłoby jakieś dwa tygodnie. Na nasze szczęście ogromna ilość nie odbija się negatywnie na jakości kawałków. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że niektóre kawałki z darmowego mikstepju zjadają numery z majowego albumu Tedego (na ciebie patrzę, Bednius!). Ten mikstejp po prostu urywa dupę. Warstwa producencka jest jeszcze odważniejsza niż na Kurcie, a Tede w swoim stylu zjada każdy z skrupulatnie przygotowanych przez Sir Micha bitów. Najlepszy polski mixtape tego roku jest autorstwa gościa, który zrobił piętnaście pełnoprawnych albumów – brzmi dziwnie, prawda?
Kuban – Cozamixtape
Młody kot z Opoczna jest jedynym polskim raperem, który tak swobodnie odnajduje się w leniwych, cloudowych rytmach. Na mało który materiał czekałem tak, jak na ten pokaz luzu i stylówy od Kubana. Oprócz niebanalnego flow produkcja wyróżnia sie ciętymi linijkami, mocnymi punchami i rymami, które powodują mimowolny uśmiech na twarzy. “Nie dość że słodki, to jeszcze wytrawny” Kuban, któremu mocno kibicuje od pierwszych luźnych tracków zapowiada się więcej niż interesująco. Polskie wytwórnie hip-hopowe powinny się o niego bić!
SINGLE
Wiz Khalifa – We Dem Boyz, to jeden z największych bengerów 2014 roku. Wpadający w ucho refren, megamocny bit i świeża nawijka rapera z Dakoty argumentują miejsce tego kawałka w tej liście.
Singiel Kendricka Lamara o skromnym tytule “i” sprawia, że jeszcze bardziej czekam na jego nowy album. Zanosi się na niemożliwe – nowa płyta będzie jeszcze lepsza od poprzedniej. Życzę sobie i Wam żeby tak było i zostawiam Was z rapem, który nie wymaga komentarza.
Jest taki muzyk z Ciechanowa, który przewrócił polską scenę do góry nogami za sprawą swoich niebanalnych konceptów na wersy, dobrego doboru podkładów i ultraelastycznego flow. Quebonafide, bo o nim mowa, wywarł na mnie ogromne wrażenie swoim utworym Hype. Zresztą nie tylko na mnie – niektórzy z nieco zapomnianych raperów domagali się wyłączenia go z kanonu hip-hopu. Byłbym więcej niż rad, gdyby odbiór zapowiadanej płyty Quebonafide nie został zaburzony przez ckliwe pokrzykiwania niedoinformowanych zawistników :v
Tede, za sprawą tego singla pt. FEAT z płyty #kurt_rolson, poskładał i zaraz potem ułożył połowę wieczorów sylwestrowych rok temu. Bity z innej planety i urywające głowe pancze to wizytówka duetu Tede i Sir Mich – tutaj słychać to bardzo dobrze. Rok 2014 został zjedzony już na samym jego początku.
Całkiem niedawno VNM zaskoczył kawałkiem w starym stylu. Techniczny majstersztyk bez niepotrzebnych udziwnień został rozłożony na pięciu minutach surowego bitu od B.Melo. Linie to popisówka reprezentanta wytwórni Prosto. Osoboście liczę na to, że następny album VNMa będzie właśnie takim powrotem do starej szkoły. Fał ma najlepszy warsztat w polskim rapie, pełen respekt.
OG Maco – U Guessed kompletnie nie pasuje do reszty singli, które wyróżniłem. Ma jednak w sobie coś tak magicznie pojebanego, że chce się do niego wracać. Gdy słucham tego utworu, to nie zwracam uwagi na tekstowy bełkot i po prostu bujam głową. To chyba dobrze, prawda?
Oczywiście nie mogło zabraknąć najlepszego utworu z najlepszego albumu tego roku. Blockbusters Night Part 1 to pierwszy singiel i zarazem wizytówka najnowszego dziecka Run The Jewels. Karetka z teledysku powinna dojechać do wszystkich mainstreamowych raperów, mogą nie być w pełni formy po przesłuchaniu tego kawałka.
TELEDYSKI
Utwór i teledysk stworzone na potrzeby trasy koncertowej Tour of the year jest najciekawszym klipem w tym roku. Niby jest to proste, oldscholowe machanie łapami do bitu, ale ma w sobie coś co powoduje, że uśmiecham się za każdym razem gdy go widzę. Bez spoilerów – zobaczcie sami.
Okazuje się, że można zrobić ciekawy klip o budżecie dwa szlugi i krata Pereł. Sleep Shot od Kuby Knapa z gościnnym udziałem Kubana bardzo pozytywnie mnie zaskoczył i z nieukrywaną przyjemnością regularnie do niego wracam. Dlaczego tak często? Też chciałbym to wiedzieć.
Panowie z Dobrze Wiesz od zawsze mają rewelacyjne klipy, ten bynajmniej nie opuszcza poprzeczki. Tam cały czas się coś dzieje! Wielkie gratulacje za pomysł, dobór aktorów i realizacje. Bardzo dobrze się to ogląda, a jeszcze lepiej słucha.
Oczywiście to nie jest wszystko, co jest warte uwagi w tym roku. Nie znalazły się tu między innymi tegoroczne utwory ASAPa, świetny klip do Palm Trees od Flatbush Zombies czy kawałek Bobbiego Shmurdy zremixowany przez Tedego. Wpis na bloga ma ograniczoną długość, ten i tak jest już nieco przydługawy. Dziękuję za dotarcie do tego momentu i jednocześnie przypominam, że na pewno dodalibyście coś do tej listy – podzielcie się tym w komentarzach.